sobota, 20 września 2014

Rozdział 7

* Effy POV *

Z samego rana obudziły mnie promienie słońca wpadające przez okno do pokoju. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał 10:24 Postanowiłam więc wstać, bo i tak za 20 minut mam być w pracy. Super! Przez całą noc nie zmrużyłam oka i przewracałam się z jedną na drugą stronę. Dopiero udało mi się zasnąć nad ranem, a teraz muszę iść charować tyle godzin. Dzięki Styles! Nie zadowolona odwróciłam się w drugą stronę. Obok nie było już Niall'a. Nic dziwnego, przecież kto do tej godziny jeszcze śpi. Zwlekłam się z łóżka i udałam się do łazienki. Przebrałam się w wczorajsze ubrania i stanęłam przed lustrem zastanawiając się co by tu ze sobą zrobić. Czemu on nie ma tutaj jakiś kosmetyków!? Dobra to było akurat głupie pytanie. Obmyłam twarz zimną wodom i rozczesałam włosy. Jeszcze raz przejrzałam się w lusterku. Nie było najgorzej, więc zeszłam na dół. W domu panowała głucha cisza. Może nie było nikogo?
- Tutaj jestem. - usłyszałam głos Niall'a dochodzący z kuchni, udałam się więc w tym kierunku. Nie było to proste, gdyż ich dom był ogromny. W pomieszczeniu zobaczyłam Horan'a jedzącego kanapki. Uśmiechnęłam się do niego.
- Choć zjesz coś. - zaproponował popijając herbatą.
- Nie, dzięki muszę lecieć do pracy. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Zresztą nawet gdyby mi się nigdzie nie spieszyło i tak bym tu nie została. Im szybciej stąd wyjdę tym lepiej dla mnie.
- Może jednak? - wstał z miejsca kierując się w moją stronę.
- Nie, Zaraz będę spóźniona. Gdzie są drzwi? - zapytałam wychodząc na ogromny korytarz.
- No dobra jeśli nie chcesz nie będę naciskał... - widziałam na jego twarzy rozczarowanie, ale nie chcę się napatoczyć na Stylesa. Nie czuję się tutaj zbyt komfortowo. - Choć za mną. - minął mnie i ruszył w głąb domu. Mijaliśmy ogrom pokoi i krętych korytarzy. Ciekawiło mnie co jest za każdymi z tych drzwi. Po jakimś czasie dotarliśmy do celu.
- Dziękuję za wszystko. - posłałam mu szczery i delikatny uśmiech. 


- Nie ma za co. - również się uśmiechnął, ale to nie był ten uśmiech co kiedyś. Ogólnie zdawał się być inny, jakby coś go dręczyło... Nie zagłębiając się w szczegóły pożegnałam się z nim i opuściłam ten "pałac".
 Zbierałam na studia, więc każdy grosz się liczy, gdyż u nas w domu się nie przelewa, a Mike cały czas imprezuje zamiast mi i tacie pomóc. Dzień toczył się bardzo spokojnie. Na zewnątrz pogoda strasznie się zepsuła i cały czas padało, więc naprawdę nie spodziewałam się wielu klientów. Jak zwykle wpadło kilka staruszek, obejrzeć nowe płyty dla wnucząt, faceci, którzy ciągle zamieniali płyty. Nie mogli się zdecydować, a to metal, a to rap. Pojawiło się też parę nastolatek zainteresowanych jedynie popem. Dopiero o 16:00, gdy miałam przerwę na drugie śniadanie mogłam odpocząć. Stałam tyłem do drzwi i układałam płyty, gdy usłyszałam jak po pomieszczeniu rozległ się bardzo znajomy dźwięk, dzwonka wiszącego nad drzwiami. Na chwilę serce mi zamarło, bo przestraszyłam się, że to Harry, więc jak najszybciej odwróciłam się na pięcie w stronę hałasu. Do środka wpadła jakaś bardzo drobna osoba i niezbyt wysokiego wzrostu. Całkowite przeciwieństwo Styles'a. Miała na sobie ni zieloną, ni szarą kurtkę. Z pod kaptura wystawały blond loki. Była to kobieta. Poczułam ogromną ulgę, widząc, że to jednak nie mój prześladowca. Dziewczyna jednak odwróciła się do mnie z szerokim uśmiechem. Była to Lola.

Moja najlepsza i zarazem jedyna przyjaciółka jaką miałam. Zresztą jak to mówią nie liczy się ilość, ale jakość.
- Co ty masz taką minę jak byś ducha zobaczyła? - zapytała tajemniczo powstrzymując się od śmiechu.
- Lola! - Szybko podbiegłam do przyjaciółki i rzuciłam się jej w ramiona. Jakimś cudem mnie złapała i wybuchła śmiechem.
- Coś się stało? Nigdy nie reagowałaś tak na mój widok no chyba, że coś się zmieniło przez ten czas? - w jej głosie wyczułam zmartwienie, ale mogłam się założyć, że na jej twarzy wciąż widnieje uśmiech. Odsunęła mnie trochę mierząc mnie wzrokiem.
Przewróciłam oczami, nie odpowiadając. Przytuliłam się do niej mocniej.
- Czym zawdzięczam sobie twoją wizytę? - spytałam odrywając się od niej.
- Hmmm.... Jest godzina 16:00 a dokładnie 16:24, więc się domyśl. - odpowiedziała tajemniczo spoglądając na zegarek w swoim telefonie.
- No mam przerwę... - przerwała mi.
- A co za tym idzie? - bezradna wzruszyłam ramionami.
- Zabieram cię na obiad do restauracji.
-Nie wiem czy to dobry pomysł…- zauważyłam.
Lola nie wie nic, że byłam u chłopaków na noc w ich domu, a co gorsza o tym jak fatalna jest moja sytuacja przez Harry'ego. 
-Bardzo dobry. - odpowiedziała krótko.
 Przewróciłam oczami, bo naprawdę nie miałam ochoty tam iść, a musiałam się zgodzić. Założyłyśmy kurtki, ale gdy wyszliśmy na zewnątrz, okazało się, że przestało już padać. Cały czas zastanawiałam się kim tak na prawdę jest Harry i jego banda.
- Słyszysz mnie? - z myślenia wyrwał mnie głos mojej przyjaciółki. Poczułam się głupio, że jej nie słuchałam.
- Masz jakiś problem? Co się z tobą dzieje? - była tak bardzo poważna jak nigdy. Lola należała do osób radosnych w każdej sytuacji, ale nie dzisiaj.
- Nie. Wszystko jest w porządku... - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Dobra, Effy, naprawdę nie musisz mi opowiadać wszystkiego ze szczegółami - dodała, gdy zobaczyła, że nie jestem jakoś szczególnie chętna, by wyjaśniać cokolwiek.
- Wystarczy mi, że powiesz jak ten problem się nazywa, resztę mogę sprawdzić sama…
- No co ci szkodzi - błagała. 
Może rzeczywiście już pora powiedzieć prawdę.
- Nazywa się Harry… Harry Styles - powiedziałam po chwili. Była przerażona...
- Boże, Sophie, proszę cię, powiedz, że to taki żart. Dlaczego od razu gdy pojawiłaś się w naszej szkole przyciągasz uwagę właśnie jego!?- złapała mnie za ramię, zaniepokojona, ale nie mogłam docenić tego gestu.
- Nie możesz dać mu się zaliczyć. - powiedziała słabo. Jej oczy mówił coś, czego usta nie chciały. Ona też musiała mieć coś z nim wspólnego.
- Wiem, Nie mam zamiaru spędzić pierwszego razu z jakimś popierdolonym szowinistą! - spuściłam głowę w dół patrząc na moje buty.
- Ja tak zrobiłam. - odpowiedziała prawie nie słyszalnie, a ja spojrzałam w jej stronę.

Zapadła cisza. Jej oczy stały się zimne i po chwili napłynęły do nich łzy. Nie były już tak piękne ostro błękitne tylko przysłonięte szarością
-Co?- zająknęłam się.- Ale… ty?
-Harry Styles jest znany z tego, że dostaje to, czego chce - wyjaśniła gorzko.
- Jego koledzy i wrogowie też- dodała ponuro po chwili.
Moje zszokowane spojrzenie wypalało każde możliwe miejsce na które przeniosłam wzrok.
- Co ja mam zrobić? - powiedziałam w końcu.
- Nieważne jaką decyzję podejmiesz, będę przy tobie, Effy. - uśmiechnęła się lekko.

* Harry POV *



Otworzyłem drzwi z rozmachem,tak bardzo, że po pomieszczeniu rozległ się głośny huk. Przestąpiłem próg, wchodząc do zatłoczonego i barwnego wnętrza. Większość oczu skierowała się na mnie. Niektórzy natychmiast odwrócili wzrok, licząc chyba że tego nie zauważę. Inni skinęli mi głową w ponurym geście rozpoznania, a naprawdę nieliczni uśmiechnęli się i zasalutowali. Pokręciłem głową z udawaną dezaprobatą, na co ta mała grupka, zajmująca jedyne w pomieszczeniu kanapy, wybuchła śmiechem. Na kolanach siedziały im jakieś nienaturalnie dorodne piękności w ubraniach, które więcej odsłaniały niż zasłaniały.
-Może do nas dołączysz, Hazz? - zakrzyknął kpiarsko jakiś głos, był to Filipow. Na podkreślenie swoich słów klepiąc jedną z panienek z tyłek. Pisnęła cicho, co wywołało kolejną salwę śmiechu.
Uśmiechnąłem się szeroko i wciąż kręcąc głową, podszedłem do nich powoli. Przesunęli się, by zrobić mi miejsce. Opadłem na kanapę, mierząc wzrokiem towarzystwo. Na kanapie znajdował się też Louis i Liam. Byli też Jacob, Michael i Will. Ta trójka nigdy nie sprzeciwiała się moim poleceniom i dlatego mogłem powiedzieć nawet, że darzyłem ich pewną sympatią. Z kolei imiona pozostałej trójki pozostawały dla mnie zagadką.
- Wódka, prochy, laski czego więcej chcieć. - odezwał się Lou, pociągając z butelki piwa, którą zaraz mi oddał.
- A propo lasek Harry... Liam coś mi wspominał o tej twojej... jak ona tam miała? - odsunąłem, na podłogę pustą butelkę wyczekując na dalszy rozwój sytuacji.
- Effy. - odpowiedział jakiś głos gościa, którego pierwszy raz na oczy widzę. Co ich to do huja obchodzi!?
- O właśnie Effy. Podobno ostra laska z niej, no i chyba jej jeszcze nie zaliczyłeś. - wszystkie oczy patrzyły na mnie. Byłem na maksa wkurwiony i najchętniej rozjebałbym to pomieszczenie łącznie z Liam'em i Filipowem. Już chciałem powiedzieć, żeby nie zawracał mi dupy, bo naprawdę nie mam na to czasu, ale nie pozwolę, żeby ta gówniara zniszczyła mi reputację. Przeniosłem swoje spojrzenie na Liam'a ale on w ogóle się tym nie przejmował.
- Harry zapomniał, że seks to tylko seks. - oznajmił Louis.- Nieważne z kim, kobieta się nie liczy. Co za różnica…
- Jeszcze jeden taki komentarz i utnę ci jaja jak będziesz spał - przerwałem mu beznamiętnie.
- Louis, daj mu spokój. Każda głupia wzmianka o tej dziewczynie doprowadza go do szału- upomniał go Liam.
-Dobra- Lou rozłożył ręce w geście poddania.- Nic już nie powiem, ale wiesz co myślę…
-Jak dzieci- westchnął Jackob, ale widać było, że ta cała sytuacja nieźle go bawi. Zresztą, niewiele było rzeczy, które go nie bawiły.
- Hazz i tak za długo się z nią cackasz. Czyżbyś wymiękł? - znów odezwał się ten pieprzony Tomlinson, a we mnie się zagotowało.
- Nie mam takie potrzeby pieprzyć się trzy razy dziennie tak jak ty! - warknąłem.
- Ciekawe od kiedy. - powiedział tak cicho, że prawie go nie usłyszałem. Więc byłem pewny, że reszta w ogóle tego nie usłyszała.
- Więc może zakładzik? - odezwał się Filipow. 
- Jaki? - zapytałem zaciekawiony.
- Dwa tygodnie na rozkochanie tej laski tak, żeby nie widziała poza tobą świata, no i oczywiście masz ją przelecieć w ciągu dych dwóch tygodni. - odparł Tommo wyciągając rękę na przyjęcie zakładu.
Nie bałem się wyzwań więc przyjąłem wyzwanie. 
Po nie długim czasie opuściłem ich towarzystwo.

-------------------------

I o to koniec kolejnego rozdziału. Jak wam się podobał? 
Nie zapominajcie wejść w zakładkę informowani ♥

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Za każdy komentarz bardzo ci dziękujemy! ♥