- Widzę, że jak jesteś sama nie jesteś zbyt rozmowna. - przerwał ciszę panującą w pomieszczeniu.
Nie odpowiedziałam.
- Głucha jesteś do cholery?! - wzdrygnęłam się na jego krzyk. Spojrzałam na Harry'ego cała przestraszona. Nie wiem czego mogę się po nim spodziewać. Gdyż nie znam go za długo, ale na pewno niczego dobrego.
- Odwal się ode mnie. - warknęłam wracając do poprzedniej pozycji. Nagle poczułam silne szarpnięcie na moim nadgarstku. Harry. Znów spojrzałam w jego stronę. Szybko zatrzymał samochód. O co mu chodzi? Jesteśmy w samym środku lasu. Las nocą jest naprawdę przerażającym miejscem. Cienie wywołane ledwo co migoczącym księżycem sprawiały, że moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. Na dodatek trzęsłam się z zimna i byłam tak zestresowana, że serce waliło mi jak młot.
- Wysiadaj! - zrobiłam tak jak kazał i wysiadłam z pojazdu. Czyli mam rozumieć, że mam teraz iść do domu na nogach? Zdziwiłam się, kiedy Styles też wysiadł. Podszedł do mnie i przycisną mnie do maski samochodu łapiąc za szyję.
- Lala, zapamiętaj sobie jedną rzecz. Nigdy się tak do mnie nie odzywaj, bo twoja buźka nie będzie już taka słodka. Rozumiemy się? - wycedził przez zęby. Był wściekły. Z jego oczu nie mogłam wyczytać nic innego jak złość. Chwilę się wahałam czy mam mu w ogóle odpowiedzieć. Ale kiedy ścisnął mocniej moją szyję podduszając mnie, delikatnie machnęłam głową na tak.
- Nie słyszę. - warknął.
- T...t..tak. - wyjąkałam niepewnie ze łzami w oczach.
- Grzeczna dziewczynka, grzeczna. A teraz wsiadaj. - puścił mnie i wsiadł do samochodu trzaskając drzwiami. Szybko złapałam się za obolałe miejsce próbując złapać i unormować oddech. Do moich oczu napłynęły łzy. Miałam ochotę się rozpłakać, ale nie mogę. Nie dam mu tej satysfakcji. Na samym początku przyszła mi do głowy myśl, żeby uciec, ale w tych szpilkach daleko bym nie dobiegła więc szybko wybiłam ją sobie z głowy. Wzięłam głęboki oddech i wsiadłam do auta Styles'a. Nie odzywał się już do mnie. Był skupiony na drodze. Może i lepiej? Widziałam jak co chwilę na mnie zerka. Jeśli boi się, że mu ucieknę, to niech przestanie. Bo nie jestem taka głupia, aby wyskoczyć z samochodu i połamać przy tym wszystkie kości. Wystraszyłam się kiedy jedną rękę zdjął z kierownicy i kierował ją w moją stronę. Kurde no, czemu Niall nie mógł mnie odwieźć? Wszystko było by okej. Nie kazałby mi wysiadać z auta i nie robiłby awantur o byle co. Kiedy znów spojrzałam na Harry'ego ulżyło mi. Jego łapsko nie było kierowane do mnie tylko do schowka. Zaczął tam czegoś szukać.
- Może byś poszukał tego czegoś później i skupił się na drodze. Jestem jeszcze młoda i nie chce umierać. - spojrzał na mnie i pokiwał przecząco głową uśmiechając się. Zobaczyłam, że to czego szukał to pistolet. No nie powiem, że się nie przeraziłam.
-Zabijesz mnie? - spytałam cicho.
-Zależy. - odpowiedział lekceważąco.
-Zależy? - powtórzyłam głucho.
-Od tego jak rozwinie się sytuacja. - wyjaśnił.
Gość coraz bardziej mnie przerażał. Teraz mam nauczkę, żeby nie wsiadać z nim sam, na sam do samochodu.
-Zależy. - odpowiedział lekceważąco.
-Zależy? - powtórzyłam głucho.
-Od tego jak rozwinie się sytuacja. - wyjaśnił.
Gość coraz bardziej mnie przerażał. Teraz mam nauczkę, żeby nie wsiadać z nim sam, na sam do samochodu.
* * * *
Reszta drogi minęła dość spokojnie i szybko. Może dlatego, że nie odzywaliśmy się do siebie. Nie wiem czemu, ale wydaje mi się, że cisza, która panowała między nami była krępująca. Przynajmniej tak mi się wydaje. Byliśmy już w strefie gdzie, było pełno budynków i sklepów. Ulżyło mi, że nie długo wysiądę z jego samochodu i wreszcie położę się do łóżka.
- Gdzie mieszkasz? - zapytał. No tak kompletnie zapomniałam, że muszę go o tym poinformować.
- Downing Street 4B. - oczywiście skłamałam. Nie jestem taka głupia, aby podawać temu psychopacie mój prawdziwy adres. Jeszcze przyjdzie mu coś do głowy i nie tylko ja będę miała problemy. Dom, w którym mieszkam z moją rodziną znajduje się tak naprawdę parę przecznic stąd.
- To tu. - powiedziałam i wysiadłam z samochodu tak szybko jak to tylko możliwe. Skierowałam się w stronę tego domu, aby nie miał żadnych podejrzeń. Poczułam, jak ktoś łapie mnie za nadgarstek i przyciąga do siebie. Harry. No bo, któż by inny. Czy on nie może powiedzieć tylko szarpie. Jak nie za nadgarstek to za ramię. Nigdy go nie zrozumiem.
-Co robisz?Odwrócił się i spojrzał na mnie z tym zwyczajowym dystansem, nim znienacka pchnął mnie na ścianę żywopłotu i poczułam jego wargi na swoich. Całował mnie mocno, wręcz brutalnie, przytrzymując rękami moją talię i szyję, bym mu się nie wyrwała. Okładałam go pięściami, ale zdawało się, że w ogóle mu to nie przeszkadza. Próbowałam oderwać jego ręce od swojego ciała, ale też mi się nie udało. Ale przynajmniej zwrócił uwagę na moje protesty, co zaowocowało tym, że rozbestwił się jeszcze bardziej, rozwierając moje usta językiem.
Kiedy w końcu przestał i odsunął się ode mnie z kpiarskim uśmiechem na twarzy, cała się trzęsłam z wściekłości i bezsilności. Nikt nigdy mnie tak nie potraktował.
- Cóż, koniecznie musimy to powtórzyć - posłał mi perskie oko i odszedł w stronę samochodu. Gdy wsiadł i odjechał, pozwoliłam łzom, które od dłuższego czasu gromadziły się w moich oczach popłynąć. Nagle poczułam ogramy uścisk w dolnej części mojego brzucha. Złapałam się za niego i zacisnęłam oczy z bólu. Tak bardzo bolało, aż zbierało mi się na wymioty. Nie wiem czemu tak się dzieje. Może wszystko przez nerwy.
* * * *
Kiedy już trochę lepiej się czułam ruszyłam w stronę domu. Od czasu kiedy poznałam Harry'ego i resztę jego kumpli miałam wrażenie jakby ktoś miał mnie zaraz zabić. Na szczęście to tylko takie uczucie. Przyspieszyłam kroku, aby szybciej dojść do wyznaczonego mi celu. Dom nie był nie wiadomo jak daleko więc po niedługim czasie stałam już przed drzwiami domu. W duchu modliłam się, aby wszyscy mieszkańcy już spali. Nie chcę, żeby przeprowadzali ze mną wywiad, gdzie byłam i czemu tak późno przyszłam. Ojcu mogłabym wcisnąć jakiś kit, ale Mike'owi już nie bardzo, domyśliłby się. Mimo, że było ciemno widziałam siniaki w okolicy szyi, ramienia i nadgarstka. Wzięłam głęboki oddech, jeszcze chwilę się wahając,
ale z ciężkim trudem otworzyłam drzwi. W domu było ciemno. Wyjęłam telefon, aby trochę oświetlić drogę. Dopiero teraz zobaczyłam, że jest grubo po 12. Miałam 14 nieodebranych połączeń od taty i 4 od Mike'a. Tata raczej śpi tak jak maluchy, a mój brat jest pewnie na jakiejś imprezie. Szybko weszłam do góry po schodach zamykając się w swoim pokoju. Nie miałam siły na nic, więc weszłam do mojej łazienki. Tak,moje
moje drzwi są w moim pokoju. Mój tata i Mike też mają swoje. Zdjęłam z siebie ubrania i założyłam piżamę. Nie miałam siły na nic. Nawet na głupi prysznic. Szybko wskoczyłam do łóżka i zakopałam się pod pościelą. Dopiero teraz zaczynało do mnie dochodzić co tak naprawdę się dzisiaj wydarzyło. Na myśl o tym do oczu napływały mi łzy.

Ale nie, nie mogę się poddawać. Muszę robić tak jak mój młodszy braciszek mi podpowiedział. Muszę walczyć. Najlepszą obroną jest atak. Kiedy zachowywałam się tak jak mi powiedział, Styles był na maksa wkurwiony. A kiedy przestałam zaczął niszczyć mi psychikę. Długo już nie myślałam, agdyż odpłynęłam w krainę snów.
* * * *
Przebudziłam się wcześniej niż zwykle, ale nie otwierałam oczu. Po prostu mi się nie chciało. Leżałam tak chwilę, dokładnie analizując wydarzenia ostatniej nocy. Podałam mu Harry'emu fałszywy adres i teraz krążyły w głowie mi różne pytania. Czy będzie mnie szukał… z pewnością. Wpadłam. Wątpiłam, by miał opory przed zastrzeleniem również mnie. Wiedziałam, że zabijał różne osoby, nawet bez powodu. Gdy otworzyłam oczy, było już jasno, a moja komórka wydawała z siebie wyjątkowo denerwujące odgłosy. Wyłączyłam budzik i jakoś zwlekłam się z łóżka. Bolały mnie chyba wszystkie mięśnie. Jako, że przez te proszki byłam wciąż otumaniona i nieprzytomna.
Usiadałam i ukryłam twarz w dłoniach.
-Cholera jasna…
Wzięłam głęboki, uspokajający wdech i zbierając jakieś resztki sił, poszłam do łazienki. Gorąca woda zawsze pomagała mi się odprężyć, ale nie tym razem. Cała się trzęsłam i od razu po wyjściu spod prysznica, wzięłam dwie supermocne tabletki na uspokojenie. Dopiero teraz sobie przypomniałam, że dzisiaj sobota i że to dzisiaj miałam rozmowę o pracę. Weszłam z powrotem do pokoju i wybrałam ten zestaw:
Wszystko zajmowało mi jakoś dwa razy więcej czasu niż zwykle. Kompletnie jakbym była nie z tego świata. Znów ruszyłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Wyglądałam okropnie. Na szyi miałam ogromne siniaki tak samo jak i na ramieniu. Szybko zaczęłam działać. Nałożyłam lekki makijaż na twarz i pomalowałam usta. Oczywiście puder nałożyłam też na miejsca gdzie były widoczne ślady po Styles'ie. Nic nie było widać. Rozczesałam moje włosy do ramion i byłam już gotowa. Powoli podreptałam do kuchni, gdzie tata siedział przy stole, z poranną gazetą rozłożoną na kolanach. Zwyczajowo dzierżył też w ręku kubek z herbatą. Uważał, że jest ona praktycznie lekarstwem na wszelkie zło.
- Witaj córcio. - przywitał się przenosząc wzrok z gazety na mnie zdejmując okulary, których używał do czytania.
- Cześć tato. - powiedziałam trochę ponuro, gdyż nie byłam w dobrym humorze. Zresztą kto w mojej sytuacji by był. Podeszłam do lodówki i postanowiłam, ,że na śniadanie zrobię sobie jajecznicę. Gdy była już gotowa zasiadłam przy stole koło mojego taty.
- Jak się spało? - zapytał pijąc łyk herbaty.
- A nawet dobrze, a tobie? - oj i to jak, po prostu cudownie! Słyszycie tą ironię?
- Nie najgorzej. Musiałem juz spać kiedy przyszłaś, bo nie słyszałem. - gdybyś tylko wiedział. Gdy tylko zjadłam posiłek i popiłam kawą, wszystko włożyłam do zlewu.
- Idziesz gdzieś? - zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu uśmiechając się.
- Tak, mam rozmowę o pracę. Muszę ci trochę pomóc. A teraz już na mnie pora. - ucałowałam tatę w policzek.
- Dziękuję Ci skarbie. Kochana jesteś.Nie wiem co bym bez Ciebie zrobił. - ucałował mnie w czoło. Zawsze tak robił kiedy życzył mi powodzenia albo mnie pocieszał. Kiedy już się pożegnałam ruszyłam w stronę sklepu. Był to sklep muzyczny. Bardzo cieszyła bym się, kiedy dostałabym tą pracę. Zawsze jakiś grosz więcej w naszej rodzinie się przyda. Tata od rana do nocy pracuje, aby więcej zarobić. Muszę mu pomóc. On też ma już swoje lata. Nie to, że jest stary,bo nie jest, ale nie wolno mu się przemęczać.
* * * *
Właśnie skończyłam rozmowę z 65-letnim szefem tego sklepu. Miał zaraz mi powiedzieć, czy mnie przyjmie. Denerwowałam się.
- A więc pani Effy, podjąłem nie odwołalną decyzję. - usłyszałam jego głos dochodzący z zaplecza. Po chwili stał przede mną. Serce waliło mi jak młot.
- Przyjmuję Panią. - uśmiechnął się, co też zrobiłam. Ulżyło mi, że będę mogła tutaj pracować.
- Więc od kiedy mogę zaczynać? - zapytałam nie pewnie.
- Jeśli Pani może to najlepiej od dzisiaj, ponieważ mnie nie będzie. - stwierdził wręczając mi kluczyki od sklepu i od kasy.
- Pewnie. - wykrzyknęłam i zaczęłam pracę.
- - - -
Bum, bum, bum! O to jest 4 rozdział! =D jak wam się podoba?
Mi nie zbyt, ale mam nadzieję, że spełniłam wasze oczekiwania, gdyź włożyłam w niego całe moje serce ♥ + zajrzyjcie w zakładkę informowani! ♥
M.
M.





